5/99
SIERPC MÓJ WIDZĘ - OSOBNO

Rodzinne miasto, kiedy z sentymentem myślę o nim w Warszawie, to (podobnie, jak "straszni mieszczanie" z wiersza Juliana Tuwima) widzę je osobno, czyli w postaci odrębnych przedmiotów. Bo, w istocie rzeczy, godne zapamiętania obiekty, które za chwilę wymienię, w najmniejszym stopniu nie tworzą w panoramie miasta jakiegoś zwartego kompleksu, lecz stoją oddzielnie i to przeważnie w znacznym od siebie oddaleniu.

W mym pamięciowym szkicowniku, na pierwszym miejscu figuruje, pięknie wyniesiona ponad właściwe miasto, świątynia przyklasztorna, okraszona niezliczonymi schodami i szlachetnymi zaułkami dziedzińca. Jako następny, rysuje się w myślach maleńki, nobliwy kościółek św. Ducha - trudno byłoby pewnie znaleźć drugie takie skromne, murowane cacuszko w miastach Mazowsza. Potem przychodzi kolej na ocalały, rzadki zabytek z czerwonej cegły, o bogato zwieńczonych elewacjach, czyli jatki mięsne - nie raz, przed wojną odwiedzałem je towarzysząc Mamie, kiedy kupowała mięso u żydowskiego rzeźnika (Tu chwała Sierpcowi, bo gdzie indziej, np. w Płocku, identyczne jatki, dawno i bezceremonialnie rozebrano !)

Dalej odnotowuję Farę, z jej nader niską, przysadzistą wieżą oraz ciekawy, zabytkowy budyneczek Pehlkego, wewnątrz dawnego obejścia tego piwowara. Oczywiście, grzechem byłoby pominąć niezwykle bezpretensjonalny ratusz, który - co by o nim nie mówic - posiada czytelne cechy swej historycznej funkcji i choc zmienił przeznaczenie, jest dziś wciąż niepowtarzalnym znamieniem grodu nad Sierpienicą.

Potem widzę dawny kościół ewangelicki, na którego gotycką wieżę jakby niegdyś zabrakło drożdży, bo wyczuwam pewne zachwianie proporcji w ogólnej bryle budowli. Teraz z kolei, wymienię biały, kolumnowy portal dawnego starostwa wraz z pobliskim, starym parkiem oraz dawne gimnazjum, czyli moją, poczciwą "budę". Ta ostatnia, poprzez zachowaną - na szczęście - ceglaną elewację oraz rzadko już dziś spotykane obramowanie otworów okiennych i drzwiowych, jawi się coraz wyraźniej jako zabytkowe świadectwo swego czasu. Pozostał jeszcze do zapamietania nader skromny, przedwojenny dworzec kolejowy i jego wieża ciśnień - jakkolwiek podobne architektonicznie dworce spotyka się i w innych miejscowościach.

Mógłbym jeszcze dorzucić do myślowego kompletu takie budowle młodszej generacji, jak Szkoła Podstawowa Nr 1 (która ostatnio wyskoczyła niepokojąco ku ulicy Tułodzieckich); Dom Kultury nad Jeziórkiem, a - gdybym się uparł - to włączyłbym także, do swego myślowego obrazu Sierpca, niewielki park pod skarpą, gdzie kiedyś stała wspinalnia strażacka oraz gdzie zapamiętale grywałem z chłopakami w piłkę nożną . Osobne miejsce emocjonalne zajmuje jeszcze wartościowy skansen, położony jednakże dość daleko od zachodnich wrót miasta.

A teraz niespodzianka! Do grona sierpeckich obiektów, godnych utrwalenia w pamięci, zaliczam także nowy kompleks przemysłowy na południowym skraju grodu (młyny, browar, Cargill itp.). Czynię tak dlatego, że w ogólnie płaskiej zabudowie miasta i przy braku wysokich, sięgających w niebo wież kościelnych lub grodzkich, enklawa przemysłowa jawi się jako główny, harmonijny, wysoki akcent pionowy w sylwetce Sierpca a zarazem, jako akcent bardzo w krajobrazie czytelny - niczego nie udający.

* * *

Wbrew memu literackiemu zamiarowi, i jakby na przekór tytułowi, wymienione wyżej - osobne i w rzeczywistości porozrzucane w przestrzeni - budowle, znalazły się na tych łamach obok siebie, stłoczone niczym w typowym folderze! No właśnie - łatwo zauważyć, że Sierpc (nie tylko on, ale on w szczególności) ogromnie zyskuje na wartości w kolorowych folderach, względnie odkrytkach, bo tam właśnie można bezceremonialnie scalić jego indywidualne walory posługując się nawet niekiedy fotomontażem.

W jednym wszakże miejscu autorzy folderów wyraźnie sobie nie radzą - wtedy mianowicie, gdy prezentują ogólna panoramę miasta. Wypada ona bowiem nader horyzontalnie pomimo tego, że starorzecze wytworzyło przecież bardzo zróżnicowaną rzeźbę terenu. Niewątpliwie miastu brakuje spiętrzonej, szerokiej wody oraz choćby paru wysokich wież, albo - na pociechę - jakiejś dominanty kilku punktowców, które pozwoliłyby stworzyć jego nową, ciekawszą sylwetkę.

W tym miejscu aż się prosi, aby przytoczyć fragment mego wiersza sprzed prawie dwudziestu lat, chociaż został on już dostatecznie wyeksploatowany w lokalnych publikatorach:

O tym mieście muszę koniecznie też,
i to bardzo gorąco, choć jego oblicza
nie zdobi książęcy zamek, ani tuzin wież,
ani nawet porządna rzeka
- bo cóż tam taka Sierpienica !..

Widać z wiersza, że wież brakowało już wtedy, a mimo to dawni sierpczanie wciąż myślą gorąco o swym mieście! Noszą je w sercu, ale - niestety - ich miasto, tak naprawdę, urbanistycznego serca dziś nie posiada. Mógłby nim być na pewno Stary Rynek z przyległościami, ale nad Sierpienicę nie pofatygował się widocznie w swoim czasie Kazimierz Wielki i nie zamienił najstarszej części miasta z drewnianej w murowaną. Nie możemy się więc - w przeciwieństwie do wielu podobnie starych grodów - pochwalić trwałą i kunsztowną zabudową starówki, która dziś decydowałaby najprawdopodobniej o charakterze urbanistycznym znacznej części miasta.

Dodatkowo, i na nieszczęście, Stary Rynek prawie zupełnie pozbył się zachodniej pierzei a nadto, niebywały rozwój motoryzacji sprawił, że cały ten rejon stał się jednym, wielkim, niespokojnym rozjazdem drogowym! Żaden bowiem samochód z Sierpca i jego południowych okolic nie wyjedzie w kierunku Bydgoszczy, Olsztyna, Gdańska lub Warszawy, aby nie przedefilować dolnym odcinkiem wąskiej ulicy Płockiej i aby potem nie niepokoić mieszkańców kamieniczek Starego Rynku. To samo dotyczy tranzytu z miejscowości położonych dość daleko, na północ i południe, od Sierpca. Tak więc suną codziennie pod oknami starego ratusza i towarzyszących mu budynków samochody z rejonu Brodnicy, przemysłowego Płocka oraz wielu innych miejscowości.

Niestety, o odwróceniu tendencji i ratowaniu przynajmniej samego staromiejskiego układu urbanistycznego, można jedynie pomarzyć. Marzyc nam jednak nikt nie zabrania! Wobec tego, co bym uczynił, gdybym nagle został krezusem z niewyobrażalnie wielkim workiem miejskich pieniędzy i prawem do wykupu gruntów, posesji, przekształcania istniejącej architektury?

> Po pierwsze, wybudowałbym wygodne obwodnice drogowe po zachodniej i wschodniej stronie miasta tak, aby można było wyeliminować ruch samochodowy z obszaru staromiejskiego, w tym ruch tranzytowy oraz związany z enklawą przemysłową, mleczarnią i PKS-em. (Przy tym ruch lokalny ograniczyłbym do absolutnego minimum - przykładem może tu być ulica Tumska w Płocku, skutecznie zamieniona na deptak.)

> Po drugie, uznałbym - mimo wszystko - że warto Stary Rynek, wraz z zespołem przyległych uliczek północnych oraz ulicę Płocką, aż do skwerku, potraktować jako obszar godny szczególnej troski architektonicznej. Oznacza to, że każda rekonstrukcja budowli w tym obszarze, albo budowa nowego obiektu, musiałaby być harmonijnie wkomponowana pod względem linii zabudowy, wysokości, charakteru elewacji, rodzaju dachu itp.. Nie wykluczałbym przy tym - w razie estetycznej konieczności - nawet zamiany budynków drewnianych na murowane, przy zachowaniu historycznej bryły tych budynków.

> Po trzecie, przywróciłbym w maksymalnym stopniu zachodnią pierzeję Starego Rynku, aby wytworzyć przestrzeń zamkniętą, bardziej zaciszną i przyjazną człowiekowi.

> Po czwarte, przystosowałbym nawierzchnie w tym sektorze miasta do zwiększonego i wygodnego ruchu pieszego a istniejące budynki w znacznym stopniu zagospodarował na cele rekreacyjno-kulturalne (muzeum, kawiarenki, cukiernie, księgarnie, biblioteki, galerie artystyczne, unikalne warsztaciki, kwiaciarnie, sklepy z prasą, sklepy z prasą, pamiątkami - co nie wyklucza np. eleganckich aptek, sklepów jubilerskich, zakładów zegarmistrzowskich, delikatesów, piwiarni itp.)

> Po piąte, uhonorowałbym kardynała Stefana Wyszyńskiego jakimś innym, bardzo ważnym placem (może np. naprzeciwko dawnego starostwa, albo nowego magistratu, albo nowego sejmiku powiatowego ?) a Stary Rynek niechby pozostał na zawsze tylko poczciwym Starym Rynkiem! (No, bo co to za honor, żeby wielowiekowy, omszały gród nie posiadał swego starego rynku ?!)

> Po szóste, przywróciłbym stawidła przy niegdysiejszym młynie Kłobukowskich, albo pobudował specjalną zaporę, która spowodowałaby, że Sierpc znalazłby się wreszcie nad "przyzwoitą" rzeką - postarałbym się też o rekreacyjne i w miarę dziewicze zagospodarowanie tej rzeki.

* * *

Wyżej wymieniłem wielkie, a przez to mało realne sny, chociaż możliwości człowieka z pieniędzmi są dziś technicznie prawie nieograniczone (ogrody na dachach, kryte stadiony olimpijskie, podmorskie i nadmorskie obiekty drogowe, budynki przewyższające pułap chmur itp.). Cóż przy tym znaczą jakieś skromne, sierpeckie objazdy ? Nie znając jednak Planu Zagospodarowania Przestrzennego Sierpca, być może wyważam otwarte drzwi, albo po prostu strzelam Panu Bogu w okno i to w dodatku nieistniejące !

Wobec tego zakończę swoje marzenia tylko trzema propozycjami i to względnie prozaicznej natury. Będą one spowodowane szokującymi doznaniami zaduszkowego przybysza , bo tylko ktoś, kto przyjeżdża z zewnątrz mniej więcej raz do roku, może tak żywo reagować na rzeczy, które mieszkańcom pewnie już dawno spowszedniały.

Tak więc, nie wzbudził mej sympatii okrutny mur, który na dużym odcinku ogradza teren przyklasztorny od północy, a potem skręca na południe kontrastująco dochodząc do pięknie się prezentującego kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Jakże bym chciał, aby ten mur zyskał jakąś plastykę, a że jest to ogólnie możliwe, wystarczy przyjrzeć się uważnie jednorodnej materiałowo, a przecież urozmaiconej, bezokiennej elewacji zabytkowych jatek. No, niechby tylko udało się przynajmniej podobne urozmaicenie osiągnąć na osi północ-południe (bo tu, między jezdnią a murem, brak miejsca na zieleń), natomiast na odcinku wschód- zachód, wystarczyłoby posadzenie kilkudziesięciu iglaków obok muru. Najlepiej iglaków, bo mogą stanowić cenne urozmaicenie również zimą, ale nie wykluczałbym innej zieleni.

Podobnie kłuje mnie od lat w oczy pawilon, który wcina się od ulicy Płockiej w pełen starodrzewu, wiekowy park w rejonie dawnego gimnazjum. Tworzy to dysonans estetyczny i po części ekologiczny. Nic by się wielkiego pewnie nie stało, gdyby udało się ten pawilon przenieść np. na południe, poza obręb parku.

Moje zaniepokojenie wzbudziły zmiany, jakie ostatnio zauważyłem na północno-wschodnim odcinku ulicy Braci Tułodzieckich. Ta willowa, i do niedawna harmonijnie ukształtowana, ulica zaczyna tracić charakter. Powstał tu nagle blok mieszkalny, poprzez połączenie dodatkowym, piętrowym budynkiem dwóch sąsiednich domów jednorodzinnych. Ponadto, w innym przypadku, przekroczono dotychczasową linię zabudowy powodując zmniejszenie szerokości wolnego pasa wzdłuż ulicy. Mam nadzieję, że proceder ten nie będzie przez władze samorządowe ponawiany i historyczny charakter tej ulicy oprze się ewentualnym, dalszym zakusom inwestorów.

mgr inż.arch. Jan Chojnacki