4/99
O POLSKIM PIEKLE I JEGO SIERPECKIEJ ENKLAWIE

Znana powszechnie jest anegdota o Polakach w piekle. Ponoć również w drugim świecie funkcjonuje podział na narody. W piekle przy każdym z narodowych kotłów, w którym smażą się w smole grzesznicy, stoją rogaci strażnicy, baczący by jakiś sprytny delikwent nie przeskoczył do innego, lepszego sektora zaświatów. Przy każdym kotle - z wyjątkiem polskiego. Tu żadna straż nie jest potrzebna - gdy tylko ktoś próbuje wychynąć ze smoły, od razu jest wciągany z powrotem przez współtowarzyszy niedoli.

W tej anegdocie, jak na dowcip przystało, nie brak przesady (bo nic nie wskazuje, że inne nacje składają się wyłącznie z altruistów cieszących się z sukcesów bliźnich), ale wyczuwa się i szczyptę prawdy. Bo jednak... Przypomnijmy sobie. Gdy Władysław Bartoszewski otrzymał prestiżową nagrodę jednego z miast niemieckich, grupa dostojnych profesorów Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, skierowała do fundatorów list z protestem, że uhonorowano niedowiarka, do tego bez profesorskiego tytułu. Kiedy do uszu bardzo wybitnego polskiego pisarza dotarł werdykt jury nagrody "Nike", honorujący książkę innego wybitnego pisarza, bardzo wybitny opuścił salę audytorium głośno trzaskając drzwiami. Inny nie mniej wybitny pisarz nie krył przed mediami polskimi i zagranicznymi, że uważa fakt przyznania nagrody Nobla Wisławie Szymborskiej za przejaw naiwności i starczej demencji przyznających nagrodę członków Akademii Szwedzkiej. Wybitny architekt, autor projektu nowego budynku Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, w wywiadach dla prasy, także zagranicznej, podkreślał z dumą, że w zrealizowanym gmachu polski jest tylko beton i rękodzieło zdobiące ściany:"... rozwiązania techniczne, cała elektronika, zabezpieczenia przeciwpożarowe, klimatyzacja, sposób mocowania tafli szklanych, drzwi, klamki, okucia-zachodnie. My tutaj czujemy się już Europejczykami" (wg "Gazety Wyborczej"). Przegrany kandydat na Prezydenta Rzeczypospolitej (laureat Pokojowej Nagrody Nobla i doktor honoris causa ponad 20 uniwersytetów), oświadczył, że swemu szczęśliwszemu konkurentowi ręki nie poda, co najwyżej nogę. Tyle faktów (lista mocno niepełna) tylko z życia polskich wyższych sfer politycznych, intelektualnych i kulturalnych w okresie 2 lat. Jak na średniej wielkości kraj w centrum Europy, jakby trochę za dużo.

Nie ulega żadnej wątpliwości, że utrącanie konkurentów, podstawianie sobie nóg, kopanie dołków, że "niby dlaczego on a nie ja" bardzo osłabia każde środowisko. Doświadczamy tego i w Sierpcu - tak w przeszłości jak i w praktyce dnia dzisiejszego. Przykładami z niedawnej przeszłości są choćby "romanse z Sierpcem" Mariana Przedpełskiego i Eugeniusza Stryjewskiego. Zamieszczone obok wspomnienia dra Stanisława Ilskiego o wielkim regionaliście mazowieckim, można czytać tylko z uczuciem wielkiego żalu. Gdyby gospodarze Sierpca z początków lat 60-tych wykazali odrobinę wyobraźni i odpowiedzialności, mielibyśmy dziś w Sierpcu muzeum regionalne z największą w Polsce kolekcją mazowieckiej rzeźby ludowej, bez porównania bogatszy Skansen, monografię naukową miasta i wspaniałą bibliotekę regionalną. Placówki kulturalne i publikacje, które by inspirowały do twórczej pracy inteligencję sierpecką i przyciągały uczonych z innych regionów. Mielibyśmy... Niestety, długotrwałe starania i zabiegi Mariana Przedpełskiego ugrzęzły w podejrzliwości, niekompetencji i indolencji naszych "elit". Dziś śladów przeszłości Sierpca musimy szukać w muzeach i bibliotekach Ciechanowa, Mławy czy Bieżunia.

Całkiem innej materii dotyczy historia Eugeniusza Stryjewskiego ale bez trudu dostrzeżemy w obu wiele rysów wspólnych. Był przewodniczącym Prezydium Miejskiej Rady a potem naczelnikiem Miasta od początku 1972 roku, do końca lutego 1981 r. W ciągu tych 9 lat odnotowano w kronice miasta realizację w Sierpcu około połowy inwestycji przemysłowych, komunalnych, oświatowych i kulturalnych z ostatniego 40-lecia. Będzie niewielką tylko przesadą jeśli powiemy, że przemieniały one "Sierpc drewniany" w "Sierpc murowany". Wymieńmy ważniejsze z nich w porządku chronologicznym: browar, nowy gmach poczty, oczyszczalnia ścieków, automatyczna centrala telefoniczna, rozpoczęcie i intensywna rozbudowa spółdzielczych osiedli mieszkaniowych, słodownia przy browarze, nowy gmach Liceum Ogólnokształcącego, nowoczesna stacja nadawcza radia i telewizji w Trosce, gmach Biblioteki Miejskiej i Szkoły Muzycznej, budynek strażnicy Zawodowej Straży Pożarnej, budynek Urzędu Miejskiego, Dom Nauczyciela, Ciepłownia Miejska, budynki Przedszkola nr 4 i Żłobka. Także rozbudowa i remonty wielu instytucji, plus wiele kilometrów twardej nawierzchni ulic, chodników, sieci wodociągowej i kanalizacyjnej. Te osiągnięcia to oczywiście efekty pracy i zabiegów wielu ludzi, ale nikt ze świadków tamtych lat, nawet zdeklarowani przeciwnicy Eugeniusza Stryjewskiego, nie zaprzecza, że bez energii, uporu, niezliczonych zabiegów Przewodniczącego, wielu inwestycji by nie było lub też przyszło by na nie długo czekać. Wraz z realizacją kolejnych przedsięwzięć, rozbudową i pięknieniem miasta rósł autorytet i popularność Stryjewskiego. Niestety, nie tylko autorytet. Mnożyły się też pomówienia, plotki, nagonki na naradach i egzekutywach. Do władz wojewódzkich i centralnych wpływało coraz więcej oficjalnych i anonimowych donosów - że zaangażowanie Naczelnika w jakąś sprawę nie jest bezinteresowne, że doceniono nie tego kogo należało, że mieszkanie czy też awans otrzymywał nie ten kto powinien. Nie było ważne, że "fakty" nie znajdują potwierdzenia, że kolejne kontrole nie mogą wykryć przestępstw. Atmosfera wokół niego gęstniała, lawina zawiści narastała, aż wreszcie zasypała Stryjewskiego, podobnie jak przed 20-ma laty zasypała inicjatywy i zbiory Przedpełskiego. Zwolniony z pracy, ze steranym zdrowiem, nie żył już długo.
Jarosław Nowakowski, wówczas przewodniczący Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Płocku i Eugeniusz Stryjewski (z prawej) na budowie (początek lat 80-tych)

Marian Przedpełski i Eugeniusz Stryjewski to już przeszłość. Ale atmosfera i stosunki, które nie pozwoliły im w pełni samorealizować się, bynajmniej nie są wyłącznie zjawiskiem historycznym. Andrzej Celiński, charakteryzując północnych Mazowszan, podkreśla ich twardość, upór w dążeniu do celu, realizm w ocenie rzeczywistości. Ale raczej jako cechy indywidualne a nie charakteryzujące kolektywy. Te pozytywy bardzo ograniczają cechy negatywne: pazerność, zaściankowość, ocenianie rzeczywistości i reguł współżycia społecznego wyłącznie przez pryzmat indywidualnych interesów. Wynika stąd dezintegracja społeczeństwa, nieumiejętność dostrzeżenia cząstki korzyści w działaniach zespołowych, programowa niejako nieufność wobec sąsiadów, władz i w ogóle wszystkich bliźnich. Bardzo utrudnia to, według socjologa, rozwój i uwspółcześnienie tego ciągle zapóźnionego w rozwoju cywilizacyjnym i kulturalnym regionu Polski. Obserwator już w pełni demokratycznego i samorządowego Sierpca, stwierdzić musi z melancholią, że obserwacje i wnioski Andrzeja Celińskiego są nadal aż nadto aktualne. W radach każdy walczy z każdym, koalicje i porozumienia nawiązywane są okazjonalnie dla osiągnięcia konkretnego, przyziemnego zwykle, celu a nie z myślą o trwałych efektach społecznych. A inicjatorów i realizatorów przedsięwzięć zrealizowanych na drodze kolektywnego, bezinteresownego działania (bo jednak takie, podobne jak w latach 60-tych i 70-tych, od czasu do czasu się zdarzają), otacza jak dawniej atmosfera, która skutecznie obrzydza im chęć podejmowania dalszych inicjatyw (gaz, kryty basen kąpielowy, "Biblioteka Sierpecka").

To pozwala nam mniemać, że w piekielnym polskim kotle sierpecka enklawa znajduje się na całkiem niezłej pozycji.

Atanazy Sierpecki