3/2000
Wrzesień 1943 roku.
Także w Sierpcu hitlerowskie Niemcy szukają "sojusznika"
Antoni Jankowski

Rok 1943 nie był już dla Niemiec hitlerowskich pasmem sukcesów wojskowych i zwycięskiego marszu w głąb Rosji. Klęska pod Stalingradem i kapitulacja trzystutysięcznej armii 31 stycznia 1943 r. zachwiała potęgą armii niemieckiej a bitwa pod Kurskiem zarysowała wizję nieuchronnej jej klęski. Niemcy zaczęli się wycofywać pod przykrywką "skrócenia frontu". Wtedy zaczęli gorączkowo szukać sojuszników dla tworzenia "wojsk współwalczących przy boku armii niemieckiej, aby bronić kraje przed zalewem komunizmu".

Na taki haczyk dało się złapać nieco obywateli niemal wszystkich krajów podbitych. Niemcy sądzili, że i z Polaków uda się zorganizować jakiś oddział, który miał by dla świata wielkie znaczenie propagandowe.

Dobrze pamiętam - bo tego zapomnieć się nie da, że w pierwszych dniach września 1943 roku, niemieccy kierownicy sierpeckich zakładów i przedsiębiorstw zarządzili aby Polacy o godz. 15.00, zebrali się w kościele przyklasztornym (tylko ten kościół był czynny), w którym odbędzie się "wiec" dla Polaków, z udziałem polskiego oficera. Obecność obowiązkowa.

O godzinie 15.00 kościół był prawie całkowicie wypełniony Polakami płci obojga. Wśród obecnych zauważyliśmy kilku znanych Volksdeutschów oraz przebranych po cywilnemu żandarmów. Na ambonę wszedł jeden z urzędników niemieckich, mówiący dobrze po polsku, który zapowiedział, że oficer polski opowie o życiu w Związku Radzieckim, bestialstwie NKWD i żeby rozważyć możliwość współdziałania przy boku armii niemieckiej, aby jak najprędzej zwyciężyć bolszewików i zlikwidować komunizm, który zawsze będzie zagrażał światu.

Następnie przedstawił człowieka w polskim mundurze z dystynkcjami porucznika. Porucznik, tak jak poprzednik, opowiadał o nędzy ludu żyjącego pod rządami komunistów, o samowoli władz i ich organów, a szczególnie NKWD, o mordzie katyńskim i zachęcał aby Polacy zgłaszali się do wojska, gdzie dostaną polskie mundury, odpowiednie uzbrojenie i będą pod polskim dowództwem. Po wygłoszeniu propozycji , zwrócił się do zebranych, czy nie ma ktoś pytań i jakie są zdania Polaków. Nikt z zebranych głosu nie zabrał i pytań nie zadawał. Jednak po pewnej chwili, obecny wśród zebranych volksdeutsch Fortsbacher - dobrze znany Sierpczanom, bo mieszkający w Sierpcu w okresie międzywojennym, będący prawdopodobnie pod wpływem alkoholu - głośno powiedział: dzisiaj pan nawołuje do wojska, a jeszcze wczoraj Polaków po mordach bito. Słysząc te słowa zebrani sądzili, że to prowokacja (a może rzeczywiście była to prowokacja) i zaczęli natychmiast masowo drzwiami głównymi i bocznymi z kościoła wychodzić. Oficer, rzekomy "Polak", nawoływał aby pozostać, ale ludzie nauczeni łapankami, czuli się bezpieczniej poza kościołem. Ja też z pierwszymi z kościoła uciekłem, co dalej się działo nie wiem.

Wiem tylko to, że więcej podobnych wieców Niemcy w Sierpcu nie organizowali. Z dumą należy podkreślić, że jedynie Polacy nie zhańbili się i żadnego oddziału wojskowego współpracującego z armią niemiecką nie wystawili.