2/2000
Ustawa sejmowa, punkt honoru Pana Starosty i mało ważne sprawy zwykłego człowieka

W ustawie sejmowej z dnia 24 lipca 1998 r. określającej kompetencje organów administracji publicznej w związku z reformą państwa, ustalono również zadania i uprawnienia władz powiatowych. Wśród kilkunastu zadań wymienionych jako obligatoryjne (tj. konieczne i szczególnie ważne) znajduje się również obowiązek zorganizowania i prowadzenia bibliotek powiatowych. Zadanie znalazło się w ustawie kompetencyjnej nie przypadkowo.

Biblioteki publiczne są jedynymi placówkami kulturalnymi działającymi we wszystkich gminach . Ich zadania sa bardzo rozległe, daleko wykraczające poza "kulturę" w węższym znaczeniu tego terminu. Biblioteka na wsi to nie tylko wypożyczalnia romansów dla kobiet i książeczek dla dzieci. Gromadzi ona i udostępnia uczniom i nauczycielom lektury szkolne i inne książki poszerzające i utrwalające wiedzę zdobytą w szkole, poradniki i literaturę fachową z różnych dziedzin - w tym rolniczą i z zakresu ochrony zdrowia. Tu znajduje potrzebne do nauki i studiów wyższych książki młodzież wiejska ucząca się w szkołach średnich i wyższych (szczególnie ważne jest to w odniesieniu do studiów zaocznych). Tu wreszcie znajdzie książki i czasopisma poszerzające jego wiedzę o świecie współczesnym każdy, kto chce na świat patrzeć świadomie. Reasumując: bez dobrze prowadzonej biblioteki publicznej w gminie nie można sobie wyobrazić sprawnie funkcjonującego szkolnictwa, uchronienia ludzi przed wtórnym analfabetyzmem, po prostu uczestnictwa mieszkańców w kulturze. Biblioteki publiczne są szczególnie potrzebne właśnie na wsi - z uwagi na brak innego typu bibliotek i placówek kulturalnych. Zastraszający spadek odsetka młodzieży wiejskiej podejmującej studia wyższe - wynikający m.in. z gorszego niż w miastach przygotowania szkolnego i ubóstwa ludności wiejskiej nie mogące sobie pozwolić na indywidualny zakup książek rozwijających zainteresowania dzieci i młodzieży. - Prowadzenie bibliotek publicznych jest obowiązkiem władz gminnych, ale przy najlepszej nawet woli wójtom trudno jest sprostać potrzebom w tym zakresie. Kompetentny dobór i opracowania książek w bibliotece nie jest sprawą prostą, tymczasem biblioteki gminne to placówki jednoosobowe, oddalone od księgarń i większych bibliotek, dysponujących źródłami informacyjnymi i warsztatem gromadzenia zbiorów. Bez pomocy wysoko kwalifikowanych specjalistów z bibliotek wyżej zorganizowanych, trudno sobie wyobrazić ich sprawną działalność. - Dlatego i komisje sejmowe i posłowie - referenci wszystkich klubów poselskich uznali powołanie bibliotek powiatowych za sprawę ważną i nie cierpiącą zwłoki (tym bardziej, że z chwilą likwidacji dotychczasowych bibliotek wojewódzkich - od 1 stycznia 1999 r. - biblioteki na wsi zostały pozbawione jakiejkolwiek pomocy i opieki) .

Tak uważa sejm i rząd Rzeczpospolitej, jednak władze powiatu sierpeckiego mają inny pogląd na te sprawy.

Na tle innych zadań starostw powiatowych, powołanie bibliotek powiatowych , wydaje się sprawą prostą a przede wszystkim nie wymagającą dużych nakładów finansowych. Bo przecież w miastach powiatowych działają biblioteki, które w swoim czasie, sprawowały zadania powiatowe. Biblioteki te posiadają poważne zbiory i kompetentnych pracowników. Nic dziwnego więc, że ustawa o bibliotekach, określająca szczegółowe zadania bibliotek powiatowych sugeruje, by biblioteki te powstały "na bazie" bibliotek miejskich, w drodze odpowiedniego porozumienia między władzami powiatowymi i miejskimi. Władze powiatowe nie muszą organizować od podstaw instytucji z osobnym lokalem, sprzętem, księgozbiorem itp., wystarczy zatrudnić dodatkowego pracownika i przeznaczyć nieduże środki na zakup książek dla najuboższych gmin.

I w Sierpcu "wszystkim się zdawało", że sprawa jest prosta. Dyrektor Biblioteki Miejskiej jeszcze w kwietniu 1998 r. przygotował projekty odpowiednich zarządzeń (z powodzeniem wykorzystanych w innych województwach) a burmistrz i starosta zadeklarowali się jako miłośnicy książek i gorący zwolennicy biblioteki powiatowej. Sprawę ułatwiał też fakt, że w Sierpcu mieszka p. Jadwiga Maszerowska, do końca 1998 r. sprawująca z powodzeniem funkcję instruktora Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej na rejon sierpecki. Rychło jednak okazało się, że na tej, prostej na pozór drodze, pojawiają się wciąż nowe, trudne do pokonania, wbrew logicznym przesłankom przeszkody.

Najpierw starosta Paweł Ambor uznał nieoczekiwanie, że biblioteka powiatowa jest, i owszem, konieczna, ale może powstać wyłącznie wtedy, gdy starostwo otrzyma na to specjalne, osobne środki. Skąd ten pomysł, jeśli utrzymanie biblioteki powiatowej jest, w myśl postanowień prawnych, tak samo obowiązkiem, jak np., prowadzenie szkół średnich czy komendy policji.

W związku z tą inicjatywą, Rada Powiatu, przy podziale środków na działalność starostwa w 1999 r. nie przewidziała ani złotówki na działalność kulturalną (jedyny taki wypadek w województwie mazowieckim). Po upływie kilku miesięcy, gdy ostatecznie okazało się, że osobnych środków na bibliotekę nie będzie, starosta obiecał wygospodarować potrzebne środki, jeśli do "powiatu" wpłyną dodatkowe pieniądze. Na naradzie aktywu aktywu powiatowego w kwietniu 1999 r. starosta pytany o sprawę biblioteki powiatowej zadeklarował, że "punktem jego honoru" jest szybkie załatwienie tej sprawy a już szczególnie nie zrobi krzywdy dawnej instruktorce Biblioteki Wojewódzkiej, która oczekiwała na zatrudnienie. Środki dodatkowe do Starostwa, i owszem, spływały, ale ciągle inne potrzeby były pilniejsze: powołano stanowisko wicestarosty, zakupiono samochód wysokiej klasy, by władz sierpeckich nie kompromitować jakimś tam polonezem czy lanosem, zaczęto wydawać luksusowe informatory, no i oczywiście środki dodatkowe były konieczne na utrzymanie Urzędu z potężnym personelem.

Ale wreszcie doczekaliśmy się 29 października 1999 r. W dniu tym starostowie i burmistrzowie sierpeccy uzgodnili porozumienie w sprawie organizacji biblioteki powiatowej z dniem 1 grudnia 1999 r. Władze powiatowe przeznaczyły na ten cel w grudniu 1999 r. 5780 zł i zobowiązały się przeznaczyć w uchwale budżetowej na 2000 r. 69.400 zł. (ok. 17 % kosztó funkcjonowania połączonej Powiatowej i Miejskiej Biblioteki - w tym ok. 18.000 złotych na zakup książek dla bibliotek na wsi).

Znowu "wszystkim się zdawało", że sprawa jest ostatecznie załatwiona. Ale umowa funkcjonowała tylko tydzień. Bo w międzyczasie starosta złożył wizytę koledze z sąsiedniego powiatu i tam dowiedział się, że biblioteka powiatowa w Żurominie powstała i działa przy mniejszym wkładzie starostwa, (nawiasem mówiąc nie odpowiada to prawdzie). Paweł Ambor wysunął propozycję renegocjacji umowy na co burmistrz Marek Kośmider, choć człowiek z natury spokojny, oburzył się i zapowiedział, że nie podpisze żadnej umowy, jeśli wkład samorządu powiatowego będzie mniejszy niż 20 % kosztów ogólnych funkcjonowania połączonej biblioteki (autora niniejszego felietony reakcja burmistrza specjalnie nie dziwi).

Obecnie, w kwietniu 2000 r., obie strony trwają mocno na swych pozycjach i nic nie wskazuje, że szyld "Powiatowo - Miejska Biblioteka Publiczna w Sierpcu" pojawi się rychło na budynku przy ul. Płockiej 30. Może zresztą nie pojawi się nigdy bo starostowie poszukują rozwiązań alternatywnych, np. powierzenie zadań placówki powiatowej bibliotece w Mochowie. Że to nie miałoby żadnego sensu, bo Mochowo na skraju powiatu nie posiada księgarni a miejscowa bibliotekarka ma aż nadto pracy na miejscu. Ale przecież w tej sprawie sens zagubił się już dawno - a problem pomocy bibliotekom wiejskim i zatrudnienia J.M. w szczególności. Bo o jakie tu pieniądze chodzi? --69 tys, to 0,2 % budżetu starostwa - niewiele więcej niż wynoszą fundusze tylko na podwyżkę diet dla radnych i członków Zarządu Powiatu w nowym roku (na ten cel skarbnik powiatu p. Pijankowski znalazł środki bez trudu). Starostowie zabiegają w Warszawie a nawet w Chicago o wielkie rzeczy. Więc kiedy mają znaleźć czas by zabiegać o takie drobiazgi jak zapewnienie uczniom i przyszłym studentom sierpeckiej filii Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego koniecznych lektur?

Atanazy Sierpecki zna trochę przeszłość powiatu i to psuje mu humor dodatkowo. Bo przed wojną działacze partii i organizacji chłopskich organizowali społeczne biblioteczki nie tylko we wsiach gminnych ale i w takich "dziurach" jak np. Grodkowo - Morgi, zabiegali o lepsze warunki kształcenia swych dzieci. A jeden z czołowych działaczy przypadkowo nazywał się Marian Ambor.

Czyżby dla potomków tych działaczy z dzisiejszego Polskiego Stronnictwa Ludowego, dominującego w Radzie Powiatu, kultura nie znaczyła już nic i była postrzegana jako coś zbędnego a w najlepszym razie trzeciorzędnego? Jeden z nestorów ruchu ludowego, W.P., gdy wywnętrzałem się przy nim z tych rozterek i zwątpień, popatrzył na mnie z politowaniem, pokiwał głową i rzekł - "Naiwny jesteś - nie te czasy, nie to Stronnictwo, nie ci ludzie".

Atanazy Sierpecki