1,2/2003
Władca Ocean Park - recenzja
Bohater w labiryncie niedopowiedzeń

Narrator a zarazem główny bohater utworu "Władca Ocean Park" w sposób zajmujący snuje opowieść o otaczającym go świecie: o rodzinie, sprawach zawodowych, w tym przypadku - środowisku amerykańskiej palestry. Ten rodzinno - środowiskowy portret middle class dynamizuje wątek sensacyjny. Rozwija się on stopniowo, by zdominować plan zdarzeń od połowy opowieści. Śmierć ojca skłania narratora do wspomnień, ale wkrótce chodzi głównie o dociekanie, kto zabił Sędziego, nazwanego ongiś w jednym z artykułów tytułowym "Władcą Ocean Park". Bohater jako jedyny ma wiedzieć, w jaki sposób dotrzeć do intrygujących "ustaleń" poczynionych przez zamordowanego. Pomocne w tym będą tropy - znaki (pionek i skojarzeniowo: trudna rozgrywka szachowa, wskazanie w liście na jakiegoś "chłopaka Angeli"). Oprócz owych tropów jest kolejna śmierć, a w tym : śmierć pochłaniająca rzekomego agenta, a w istocie detektywa, któremu zlecono wydostanie dokumentów jakoby pozostawionych u Sędziego. Oczywiste jest, że pomysł utworu sprowadza się do rekonstrukcji zdarzeń. Owe tropy mają doprowadzić do wyjaśnienia okoliczności morderstwa.

Zapewne ktoś powiedziałby, że to wyeksploatowany pomysł na skupienie uwagi czytelnika. Od niego wymaga się cierpliwości, gdyż wkracza w obręb wypowiedzi - realizacji architektonicznej przypominającej imponującą budowlę zamkniętą na grubo ponad sześciuset stronach. Rozmach iście amerykański, dający się zawrzeć z powodzeniem w dwóch tomach. Niewprawani będą mieli problemy z przebrnięciem przez zastępy zdań i szańce rozdziałów. Jednak realizacja zachęca, jest niebanalna choćby w warstwie językowej. Zaświadczają o tym rozbudowane zdania, przyjemnie brzmiące w dzisiejszym świecie semantycznych zdawkowości. Rejestrujemy więc to, co pozytywne, nie odstraszające rozmiarami prowadzonego sprawozdania z odczuć głównej postaci w połączeniu z dawkowanym napięciem. Uzbrojeni w cierpliwość wpływamy na obszary dygresji zaświadczających o elokwencji bohatera. Próba określania własnych odczuć, owa autoanaliza, siłą rzeczy wymaga od narratora szczególnych umiejętności chroniących przed pustosłowiem, gadulstwem. Rozwiewamy wszelkie wątpliwości: tak, w tym przypadku chroni. Dajmy się uwieść temu językowi, tak jak bohatera uwodzi... depresja. Mówi o niej na stronie 165 między innymi: Depresja jest uwodzicielska: obraża cię i drażni się z tobą, przeraża i wciąga, kusi obietnicą słodkiej niepamięci, potem wszechogarnia z niemal seksualną siłą, przedziera się przez twoje mechanizmy obronne, niszczy twoją wolę, atakuje twoje zmęczone "ja" tak całkowicie, że nawet już nie pamiętasz, iż kiedyś żyłeś bez niej... i nie potrafisz wyobrazić sobie, że znów mógłbyś tak żyć.

Poczynione tu uwagi to słowo pochwalne pod adresem elegancko napisanej powieści świadczącej o dużej kulturze literackiej autora. Czytając utwór Stephena L. Cartera "Władca Ocean Park", dochodzi się do przekonania, że mamy do czynienia z umiejętnym, kulturalnym i strawnym opisaniem świata. Jeśli przyjąć, że oczekujemy na fakty prowadzące do wyjaśnienia okoliczności śmierci Sędziego, to zostaniemy przytrzymani przez kolejne wynurzenia na temat żony, rodziny, syna, szkoły prawniczej, gdzie naucza. Warto zwrócić uwagę na zamykanie początkowych rozdziałów - to zazwyczaj końcowe zdania podsycające ciekawość czytającego. Kobieta na rolkach pojawi się jeszcze, nie tylko w marzeniach, ponieważ zlecono jej specjalną misję... W innym miejscu nazwisko zamordowanego Freemana Bishopa jest przytoczone w ostatnim zdaniu zamykającym rozdział. W zestawieniu z treścią rozdziału to rodzaj puenty i podniety myślowej. Pościg, śledzenie i pobicie bohatera związane z wydarciem mu książki o szachach , labirynt myśli (jakie ustalenia poczynił ojciec?) to chaos, nad którym chce zapanować, w czym chce mu pomóc energiczna siostra. Tak więc zostajemy mobilizowani do nieustannej uwagi, gdyż siostra bohatera dokonuje nowych odkryć, stawia własne teorie. Sprawa śmierci rzutuje na karierę żony bohatera, gdyż ona - podobnie jak kiedyś Sędzia zabiegający o stanowisko w Sądzie Najwyższym - kandyduje do stanowiska w palestrze, mając w dodatku silnego rywala. Utwór jest interesująco dokonaną prezentacją psychiki wrażliwego i elokwentnego bohatera , poczynając od dyskusji politycznych, a kończąc na refleksjach o Afroamerykanach w sensie korzeni rodziny bohatera. Zamieszkanie w domu byłego rektora Nimma, który sto lat temu w liście zawarł swoją opinię o kolorowych, należy uznać za znak czasów i zapewne... chichot historii.

Chciałbym wyrazić swoje uznanie dla pracy autora. Jego budowla ze słów jest spójną konstrukcją. Nie zostajemy zmęczeni narracją pierwszoosobową, choć ukazywanie świata z jednej perspektywy rodzi takie zagrożenie. Nie ma tanich chwytów w scenach z kobietami ( ambitna żona Kimmer może spać spokojnie). Starannie zostały opracowane dialogi. Ujawniają zawodową skłonność wykładowcy prawa do wyjaśniania niedomówień - haseł przesyłanych przez kogoś, kto wie więcej o śmierci ojca. Bez wątpienia jest na kartach tej powieści świetny materiał filmowy; to jeszcze jeden - poza językowym - walor omawianego utworu.

Andrzej Stawiski

Stephen L. Carter, WŁADCA OCEAN PARK, tłumaczenie Bożena Jóźwiak Katowice: Wyd. "Sonia Draga" 2002 - 688s., ISBN: 83-914585-3-9